piątek, 1 stycznia 2016

Rozdział 27

- Nie mogę uwierzyć, że poszedłem z tobą na ten film - odparł Luke, kiedy byliśmy już po seansie i wychodziliśmy z kina.
- Uwierz mi, to było milion razy lepsze niż te twoje gwiezdne wojny - odpowiedziałam, a chłopak mruknął cicho, że "nic nie jest lepsze od gwiezdnych wojen", ale zignorowałam to.
- Jesteś głodna? - zapytał gdy wsiedliśmy do samochodu, a ja ochoczo pokiwałam głową, ponieważ będę szczera, czekałam na to pytanie odkąd skończył się film. W moim żołądku nie zagościło nic od obiadu.
Luke tylko odpalił samochód, włączył radio i ruszył w nieznanym mi do końca kierunku. Och, więc witaj krępująca ciszo.
Po kilku minutach siedzenie bezczynnie i wsłuchiwaniu się w już trzecią piosenkę All Time Low postanowiłam wreszcie zapytać o to co dręczyło mnie od początku naszego spotkania.
- Luke?
- Hm?- blondyn odwrócił w moją stronę na chwilę głowę, ale zaraz popatrzył znowu przed siebie skupiając się na drodze.
- Um, ja tylko, nie odpowiedziałeś na moje wcześniejsze pytanie - odparłam, a gdy zobaczyłam jak chłopak marszczy brwi westchnęłam.
- Dlaczego się do mnie nie odzywałeś?
- Och, te pytanie. Ja po prostu miałem coś do załatwienia - mruknął, a ja miałam ochotę przywalić w jego łeb patelnią bo za każdym razem gdy nie ma z nim kontaktu lub coś się dzieje jest ta sama śpiewka- musiałem coś załatwić bla, bla, bla.
- Posłuchaj, staramy się naprawić nasze relacje, ale to nie będzie działało jeśli za każdym razem gdy coś ci się nie spodoba przestaniesz się do mnie odzywać na parę dni czy tygodni. A potem jak gdyby nigdy nic wrócisz, rzucisz "miałem coś do załatwienia" o będzie okay. Nie będzie do cholery okay!- krzyknęłam, a blondyn wydawał się być zaskoczony moim nagłym wybuchem. Tak na prawdę to sama byłam nim zaskoczona, ale musiałam to wreszcie z siebie wyrzucić. Ponieważ albo to będzie wyglądało inaczej, albo w ogóle.
- Sky, wiem, że denerwuje cię to, i obiecuje, że już nigdy nie będę tak robił dobrze? Ale teraz nie mogę ci powiedzieć o co chodziło bo po prostu..
- Po prostu mi nie ufasz - przerwałam mu.
- Ufam ci, jak również nie chcę, żeby coś ci się stało! Mógłbym ci wszystko powiedzieć, ale w tedy nie spałbym po nocach martwiąc się czy jeszcze w ogóle żyjesz! To towarzystwo stwarza tylko problemy, bardzo złe problemy, a ja nie chcę, żebyś została w coś wplątana.
- Przysięgam jesteś takim cholernym idiotą. Masz racje! Genialny plan Luke, będę bezpieczna i nie będziesz się o mnie martwił. Ale pomyślałeś, że to działa w obie strony?! Może ty masz z tym spokój, ale to ja oglądałam twój wypadek i musiałam zmierzyć się z tym czy przeżyjesz. To ja za każdym razem kiedy masz coś do załatwienia zastanawiam się czy jeszcze żyjesz! To jest może dobre dla ciebie, ale na bank nie dla mnie!
- Ma...martwisz się o mnie? - wyjąkał, a ja jedyne na co miałam teraz ochotę to zabrać go do pieprzonego okulisty po on naprawdę potrzebuje okularów.
- Boże jaki ty jesteś ślepy! Jak możesz o to w ogóle pytać?! Skoro sądzisz, że to wszystko jest niebezpieczne to dlaczego sam siedzisz w tym cholernym bagnie, w którym każdy dzień może być twoim ostatnim?!- krzyknęłam. Miałam dość. Czy on naprawdę tego nie widzi? Nie dostrzega tego, że ludzie się o niego troszczą?
Do końca jazdy nie odezwaliśmy się ani słowem, a ja prawie wybuchnęłam śmiechem kiedy podjechaliśmy pod McDonald's, mogłam się tego spodziewać.
- Jak romantycznie - zaśmiałam się i wysiadłam z samochodu zaraz po tym jak Luke zaparkował na jednym z niewielu wolnych miejsc parkingowych.
Ruszyłam w stronę zapełnionego budynku, ale w ostatniej chwili blondyn złapał mnie za nadgarstek i przyciągnął do siebie.
- Chyba nie sądzisz, że teraz tak po prostu pozwolę ci wejść do środka?
- Myślałam, że przyjechaliśmy jeść? Nie wiem jak ty, ale ja nie najem się powietrzem - odparłam.
Luke oparł się o samochód ciągnąc mnie za sobą w wyniku czego byliśmy blisko.
Bardzo blisko.
Nasze klatki piersiowe przylegały do siebie, a chłopak podniósł lewą dłoń by odgarnąć moje włosy za ucho.
- A ja myślałem, że nie dokończyliśmy czegoś bo się odsunęłaś.
- Już cię przeprosiłam, zrobiłam to niechcący - zaczęłam się bronić zaraz po tym jak na mojej twarzy zagościł ogromny rumieniec.
- A ja już ci powiedziałem, że mam nadzieję, iż przeprosiłam za to, że się odsunęłaś księżniczko - powiedział i dobra teraz to moje policzki wręcz płoną.
Po chwili poczułam jak Luke nachyla się w moją stronę, a moje serce przyspiesza. Boże uszczypnij mnie bo nie wierzę, że to się dzieje naprawdę.
Nasze usta stykają się, a ja ku swojemu zaskoczeniu od razu oddaje pocałunek.
Ręce chłopaka zjechały niżej, aż wreszcie zatrzymały się na moich biodrach i - co wydawało mi się już niemożliwe - przyciągnął mnie jeszcze bliżej. Moje ręce powędrowały na jego ramiona, a po chwili wplotłam je delikatnie w jego włosy.
Pocałunek nie był brutalny czy niechlujny, wręcz przeciwnie. Był czuły i delikatny.
Był nasz.
Po chwili odsunęliśmy się od siebie, żeby zaczerpnąć wreszcie powietrza.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jak długo się powstrzymywałem, żeby nie zrobić tego wcześniej - wyszeptał tuż przy moich ustach co spowodowało, że po raz kolejny otarły się o siebie.
Zamknęłam oczy i oparłam swoje czoło o jego chcąc, żeby ta chwila trwała wiecznie.

~*~

Siedzieliśmy razem w środku lokalu i czekając na nasze zamówienie po prostu rozmawialiśmy.
Rozmawialiśmy o małych, nieważnych rzeczach, a jednocześnie tak szczególnych. Miło było dla odmiany porozumiewać się bez stresu czy złości.
Pomimo, że znamy się już trochę, to nie wiemy o sobie tak naprawdę podstawowych rzeczy, takich jak na przykład ulubiony kolor, czy ulubiona muzyka. I może wydaje się, że to są nudne tematy w rzeczywistości są nasze.
Gdy usłyszeliśmy numerek z naszym zamówieniem, Luke poszedł odebrać jedzenie, a ja oznajmiłam, że muszę iść do toalety.
Wstałam z miejsca i ruszyłam w przeciwnym kierunku do blondyna. Skręciłam w prawo i otworzyłam drzwi, na których znajdował się rysunek kobiety.
W sumie kobiety to za dużo powiedziane, był to po prostu zwykły patyczak z domalowaną sukienką. Nic specjalnego.
Załatwiłam swoją potrzebę i umyłam ręce. Spojrzałam jeszcze w lustro, poprawiając przy okazji włosy i wyszłam na zewnątrz.
Oczywiście nie nazywałabym się Sky Parker gdyby nie fakt, że na kogoś wpadłam. Wymamrotałam ciche "przepraszam" i podniosłam głowę by spojrzeć kogo zaszczyciłam moim byciem niezdarną.
Moje usta uchyliły się lekko, a oczy otworzyły szerzej gdy zdałam sobie sprawę kto to.
James.