niedziela, 19 października 2014

Rozdział 10

  - Sky! Masz jakieś rzeczy do prania?!- usłyszałam krzyk mojej matki pochodzący z łazienki na parterze. Trochę dziwnie było szczerze ją słysząc i to jeszcze z takim zdaniem. Dla innych może to być normalne, wręcz banalne. Ale nie dla mnie gdy jedyne co słyszę od mojej matki do głupie cześć i to raz na tydzień jak raczy wrócić wcześniej do domu.
 - Chwila!- odkrzyknęłam i zgramoliłam się z mojego łóżka podchodząc do krzesła gdzie znajdowały się moje ciuchy sprzed kilku dni. Byłam taka przerażona i zagubiona, że nawet nie potrafiłam włożyć normalnie ciuchów do szafy. Mój dzień składał się wyłącznie z krótkiego spaceru do kuchni i czasami do toalety. Za to łóżko i laptop stały się nierozłączną częścią mnie.
Sięgnęłam do kupki składającej się z dwóch par spodni, jakiś trzech koszulek i czarnej bluzy. Chwyciłam wszystkie rzeczy by zanieść je do prania. Otworzyłam drzwi na oślep jakoś jedną nogą i ruszyłam w dół po schodach uważając by się nie wywalić. Weszłam do łazienki gdzie moja matka klęczała przed automatem nastawiając odpowiednią temperaturę. Rzuciłam wszystkie ciuchy na kupkę brudnych ubrań znajdujących się w koszu obok automatu. Już miałam wyjść i wrócić do swojego pokoju, żeby zwinąć się w kokon z mojej kołdry i udawać, że nie żyję, ale oczywiście moja matka miała inne plany.
 - Sky, nie mogłaś ich od razu tu przynieść, tylko trzymasz je w pokoju jak jakiś brudas?- zapytała zirytowana wstając i spoglądając na mnie. Miała na sobie szare rurki, oraz żółtą, dopasowaną koszulkę na ramiączkach. Jej długie włosy były tym razem związane w idealnego koka, a na nogach miała czarne szpilki. Tak szpilki. Moja mama była idealne nawet w domu. Nie obchodziło ją to czy jest w biurze, domu czy w jakiejś melinie. Zawsze musiała wyglądać idealnie, i wyglądała.
 - Przepraszam.- bąknęłam, chcąc skończyć już to i wrócić do siebie.
 - Jesteś zajęta czymś ważnym?
 - Nie.
Tak
 - W takim razie weź pieniądze, leżą na blacie i idź do sklepu. Obok pieniędzy leży lista zakupów.- powiedziała i nawet nie zdążyłam otworzyć ust, a ona już mnie minęła i wyszła z łazienki. Jęknęłam zirytowana i dosłownie ciągnęłam za sobą moje stopy, które próbowałam zmusić do jakiegokolwiek ruchu by dotrzeć do mojego pokoju. Muszę się przebrać. Świetnie.
Weszłam do pokoju, uprzednio zamykając drzwi i po jednym spojrzeniu na podłogę miałam ochotę walnąć moją głową w ścianę. Jak wychodziłam z stertą ciuchów upuściłam moją czarną bluzę, co oznacza ponowne pójście do łazienki i spotkanie z moją matką.
Podniosłam ją rzucając na łóżko i zdecydowanie nie przejmowałabym się nią aż do momentu kiedy będę chciała się na nim położyć, a ona będzie mi przeszkadzać, ale z jednej z kieszeń wyleciała mała pognieciona karteczka. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do zgniecionego kawałka papieru. Przyklęknęłam chwytając przedmiot w ręce i powoli go rozwijając, wypuściłam powietrze nie zdając sobie to tej pory nawet świadomości, że je wstrzymywałam, kiedy zobaczyłam ciąg liczb. Na śmierć zapomniałam o numerze który podał mi James. Przygryzłam wargę, obracając cały czas kawałek papieru między palcami. Powinnam teraz wstać, wyrzucić go do kosza i po prostu o tym zapomnieć.
Ale zrobiłam coś całkiem odwrotnego.
Zanim zdążyłam zarejestrować co robię, przepisywałam po kolei każda liczbę z kartki do mojego telefonu.
Zawahałam się lekko spoglądając na ekran elektronicznego urządzenia
Dwie sekundy.
Zastanawiałam się przez dwie sekundy, czy wcisnąć zieloną słuchawkę. Nie zważając na konsekwencje przycisnęłam wreszcie zieloną słuchawkę i przyłożyłam telefon do ucha.
Jeden sygnał.
Drugi sygnał
Trzeci sygnał.
 - Halo?- usłyszałam jego głos, który zdecydowanie inaczej brzmiał przez telefon niż w rzeczywistości.
 - Um.. hej, tu Sky.- przełknęłam ślinę. Nagle po drugiej stronie połączenia zapadła cisza, i szczerze mówiąc nie wiedziałam co mam zrobić. To chyba był zły pomysł, żeby zadzwo...
 - Sky? Czekaj, już wiem. To ty byłaś w tedy w barze nie? Przepraszam, ale na początku nie skojarzyłem.- zaśmiał się.
 - Nie w porządku, rozumiem. Dziwne by trochę było gdybyś pamiętał każdego swojego klienta.
 - Każdego klienta nie, ale te ładne klientki to z pewnością.- dam sobie rękę uciąć, że właśnie się wyszczerza i muszę podziękować Bogu za to, że mnie nie widzi bo moje policzki oblał czerwony rumieniec.
 - Myślałam, że może moglibyśmy się spotkać.

***

Weszłam właśnie przez drzwi do kawiarenki gdzie zazwyczaj spotykam się z Kels, ale tym razem nie ona na mnie czekała. Usłyszałam znajomy już mi dzwonek dzwoniący cicho nad moją głową mówiąc pracownikom lokalu, że mają nowego klienta. Zamknęłam za sobą drzwi i rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając gdzieś brąz czupryny, aż wreszcie znalazłam go siedzącego na końcu lokalu przy oknie. Gdy mnie zauważył na jego ustach zawitał uśmiech i energicznie mi pomachał. Posłałam mu uśmiech i odmachał zmierzając do lady by złożyć zamówienie.
 - Poproszę to co zawsze.- powiedziałam do blondyna, który zazwyczaj obsługuje tutaj w godzinach po południowych. Spojrzał na mnie uśmiechając się, oraz odpowiadając, że zamówienie będzie gotowe za jakieś dziesięć minut. Poprawiłam swoją bransoletkę i ruszyłam w kierunku bruneta.
 - Hej.- spojrzałam na niego i usiadłam na przeciwko.
 - Cześć.- odpowiedział ciągle się uśmiechając.- Szczerze mówiąc byłem zdziwiony, że zadzwoniłaś, zazwyczaj dziewczyny do mnie oddzwaniają.- zaśmiał się na co mu zawtórowałam i szczerze mogę przyznać, że był to prawdziwy uśmiech, który zagościł na mojej twarzy od wielu tygodni.
 - Jasne, bo ci uwierzę.
 - W takim razie to oto chodzi tak? Zaimponował ci mój wygląd czy urok osobisty?- poruszył dziwnie brwiami na co wybuchnęłam śmiechem.
 - Uroku osobistego na pewno ci nie brak.
 - Więc, widzę, że bezpiecznie dotarłaś do domu?
 - Jak widać, żyję.- spojrzałam na niego zatajając całą sytuacje z tamtego wieczoru. James otworzył usta, żeby zadać kolejne pytanie, ale przerwał mu kelner przynoszący moje zmówienie. Odebrałam moje latte i szarlotkę, dziękując i wracając wzrokiem na bruneta.
 - Tak w sumie nie za bardzo się znamy, może opowiesz mi coś o sobie?
 - A co byś chciał wiedzieć?- zapytałam biorąc łyk mojej kawy, pijąc powoli by nie poparzyć języka.
 - Nie wiem, może co lubisz robić, czy pracujesz, albo czy masz rodzeństwo?- spojrzał na mnie biorąc łyk swojego napoju. Spojrzałam przez okno, zastanawiając się co mogę mu opowiedzieć. Chyba raczej nie wypada na drugim spotkaniu powiedzieć: Jestem osiemnastoletnią dziewczyną, którą prześladuje jakiś totalny psychopata, dlatego się upiłam jak idiotka w tedy w barze. Odchrząknęłam.
 - W sumie nie mam jakiś zainteresowań, lubię biegać, coś poczytać. Nic po za tym. Jeśli chodzi o pracę to aktualnie nigdzie nie pracuję i nie mam rodzeństwa. Zdecydowanie nie lubię dużych, głośnych imprez i mam tylko jedną prawdziwą przyjaciółkę, która nazywa się Kelsey.- spojrzałam na swoje palce, a potem z powrotem na niego. Nie wliczając ostatnich tygodni moje życie było typowym życiem każdej nastolatki. - Teraz ty.
 - W sumie to nie ma nic ciekawego do opowiadania. Pracuje w barze, ale to już wiesz. Mieszkam sam, jakiś rok czy dwa temu wyprowadziłem się od rodziców. Nie mam jakiegoś hobby, jeśli do hobby zalicza się siedzenie przed telewizorem.- zaśmiał się.- A może wreszcie dowiem się co taka dziewczyna jak ty robiła w barze o takiej godzinie? Nie wyglądasz na kogoś kto wieczorami szlaja się po klubach by się spić.
 - To była tylko jednorazowa sytuacja.- przetarłam wierzchem dłonie moje oczy, próbując mu dać do zrozumienia, że nasza rozmowa zjeżdża na tor, którym nie chce jechać. Na pewno nie teraz.
 - Może pójdziemy się przejść po parku co? Taka ładna dzisiaj pogoda.- powiedział spoglądając za okno. Uśmiechnęłam się i kiwnęłam głową na znak zgody. Podnieśliśmy się z miejsca ruszając ku drzwiom. Gdy tylko wyszliśmy na zewnątrz, przywitał nas ciepły wiatr rozwiewający moją włosy. Ruszyliśmy przez ulicę w stronę parku, kontynuując rozmowę na nasz temat. James od czasu do czasu rzucał jakimiś kawałami, które muszę powiedzieć, że nawet były zabawne. Dopiero teraz zauważyłam, że przez cały czas spędzony z chłopakiem, nie pomyślałam ani razu o mich problemach. Ani o Luke'u. 
Pierwszy raz od dawna uśmiech pojawił się na mojej twarzy i nie chciał z niej zejść.
 - Może usiądziemy na ławce obok fontanny?- zaproponował na co się zgodziłam i po chwili już siedzieliśmy na przeciwko niewielkiego zbiornika z wodą. James kontynuował swoją wypowiedź na temat kompromitującej sytuacji z dzieciństwa i chciałabym powiedzieć, że na prawdę go słuchałam, ale w tedy bym skłamała. Moją uwagę przykuła dziwna postać opierająca się o drzewo jakieś pięć może sześć metrów od nas. Nie byłoby w tym nic dziwnego oprócz tego, ze nieznajoma postać patrzyła się cały czas w naszą stronę, a spod czarnego kaptura wystawały nieliczne blond kosmyki.
Moje całe ciało zesztywniało i myślałam, że zaraz puszę pawia.
 - Sky? Słuchasz mnie?- zapytał brunet, na co odwróciłam głowę w jego kierunku.
 - Tak, tylko po prostu się zagapiłam.- brunet jedynie zmarszczył brwi, a ja po raz kolejny odwróciłam głowę w stronę drzewa, przy którym już nikogo nie było.

4 komentarze:

  1. cały czas nasuwa mi się jedno pytanie xd "Luke?"

    OdpowiedzUsuń
  2. No wiadomo, że to było Luke, prawda? Jak możesz umawiać Sky z jakimś Jamesem?! Ona przecież jest Luke'a xD Psychiczna ja ;_; Jeju, jaki rozdział, a tak mało komentarzy pod nim :o No nic, ciekawość mnie zżera.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten James wydaje mi się dziwny nwm czemu lol xd
    Czyżby to Luke? ! Xx
    Lecę do kolejnych rozdziałów ♥

    OdpowiedzUsuń